Khao Sok

Khao Sok to park narodowy znajdujący się na południu Tajlandii w części kontynentalnej, gdzieś po środku między Surat Thani a Krabi. Jest tam dżungla, olbrzymie zaporowe jezioro i niesamowite widoki.

Z Bangkoku do Khao Sok

Z Kambodży do BKK dojechaliśmy około 19stej. Busik wysadził nas przy Khao San co miało tą zaletę, że wreszcie zobaczyliśmy ową osławioną mekkę backpakersów. Dużo turystów, mnóstwo badziewiatych straganów i straszny hałas. Może kiedyś to było klimatyczne miejsce ale teraz to moim zdaniem turystyczna komercha w najgorszym tego słowa znaczeniu. W pierwszym z brzegu hotelu zostawiliśmy klamoty i zagłębiliśmy się w tłum turystów i naganiaczy. Gdyby nie zapachy jedzenia i  „robaczki” na szyldach to ulica Khao San niczym by się nie różniła od wszystkich innych turystycznych ulic na świecie.

Pociąg do Surat Thani

Dwie godziny całkowicie wystarczyły, żeby mieć dość Khao San i udać się na dworzec Hua Lampong. hualampongPonieważ do odjazdu pociągu zostało nam jeszcze ponad godzinę więc była okazja aby wziąć prysznic. Dworcowa łazienka do luksusowych nie należy ale jednak orzeźwienie jakie dała po całym dniu włóczęgi było bezcenne. Special Express odjeżdżający o 22:50 to pociąg, w którym są tylko siedzenia lotnicze. Mimo to jazda była naprawdę wygodna. Klima dmuchała prawdziwym mrozem. Podobnego mrozu doświadczyłem również w metrze w Bangkoku – okazało się, że ten mróz to ok. 24 stopnie celsjusza… no ale po przejściu z 35C to naprawdę zimno. Na okoliczność mrozu w wagonie, obsługa rozdała miłe kocyki i poduszki. Nocna jazda minęła bardzo szybko i około ósmej rano byliśmy w Surat Thani.

Gdzie kupić wycieczkę do Khao Sok

My wycieczkę do Khao Sok wykupiliśmy wcześniej w biurze Greenwood Travel, którego biuro znajduje się w hotelu Prince Palace w Bangkoku. Za dwie osoby zapłaciliśmy 11tys. BHT co wydawało się dużo. Za tą cenę mieliśmy jednak zagwarantowany transport z Surat Thani do Khao Sok i powrót, dwa dni na jeziorze, jeden dzień w domku na drzewie i wszystkie prawie możliwe wycieczki fakultatywne. Z Surat Thani do Khao Sok wiózł nas busik. Na miejsce, czyli do tamy dojechaliśmy około południa i zostaliśmy zapakowani na łódkę wraz z dwiema holenderskimi blondynami i Tomem Hanksem z żoną. Tom Hanks był jak prawdziwy i nawet nie zdziwił się gdy go zapytałem, czy ktoś mu już mówił, że wygląda jak Tom Hanks. Niestety nie przyznał się do bycia Tomem więc autografu nie wziąłem. Może chciał pozostać incognito.

Ludzie polecają również Our Jungle House oraz Smiley Bungalows. Można ich oczywiście znaleźć w Internecie i zarezerwować sobie pobyt.

Na jeziorze

Podróż łodzią przez jezioro jest niesamowitym widokowo przeżyciem. Nie trzeba jechać na PhiPhi czy do zatoki Ha Long żeby zobaczyć wystające z wody skaliste góry. W Khao Sok znajdziecie to wszystko i na dodatek bez żadnego tłumu. Khao Sok domki na wodziePo ponad godzinie pływania dopłynęliśmy gdzieś do jakiejś wyspy, przy której stały zakotwiczone nasze pływające domki. Domek składał się z lamelkowych ścian, blaszanego dachu, materaca w środku i moskitiery…. fantastyczny minimalizm. Za to widok z „balkonu” zapierał dech w piersiach. Oprócz pływających domków cały ośrodek składał się jeszcze z pływającej kantyny, dwóch pływających domków obsługi i kibelka na brzegu. Najważniejszą zdobyczą cywilizacji w tym miejscu był generator prądotwórczy, warczący gdzieś w dżungli i wyłączany około 22giej. Oczywiście na zasięg dowolnej sieci nie można tam liczyć… uzależnieni od Internetu i komórek mogą więc być w kłopocie. Na nudę trudno jednak byłoby narzekać. jaskinie khao sokJeszcze pierwszego dnia popłynęliśmy łodzią oglądać zalane jaskinie. Wieczorem po kolacji przeszliśmy się po dżungli na naszej wyspie w poszukiwaniu nocnych stworzeń. Niestety poza kilkoma okazałymi pająkami nic nam się nie pokazało. Sama wycieczka była jednak bardzo fajna.

Wschód słońca na jeziorze jest obłędny. Odgłosy dżungli i żadnych innych połączone z widokiem…. jak na zdjęciu.

Kolejny dzień rozpoczęliśmy od pływania wokół wyspy w poszukiwaniu małp. Pływaliśmy, nasłuchiwaliśmy i nic… małpy, okazało się siedziały na drzewie obok obozu.

Trekking

Po śniadaniu popłynęliśmy na trekking do punktu widokowego. Szło się tam przez dżunglę jakieś dwie godziny. Gorąco, duszno, robaki, termity, pająki… wszystko co dżungla może zaoferować. A na górze znów widoki jakich nie sposób znaleźć gdziekolwiek indziej. Po zejściu na dół jedyne o czym człowiek marzy to prysznic i marzenie się spełnia gdyż na dole jest mały wodospad z bardzo przyjemną wodą. Przy każdym wodospadzie w Tajlandii spotyka się setki motyli. Wracając do bazy odwiedziliśmy jeszcze pływając wioskę rybacką, która okazuje się jednocześnie być lokalnym sklepikiem. Można było tam nabyć browarka i oprócz browarka jakieś inne nieważne rzeczy. Po powrocie dostaliśmy obiad i to była najgorsza część programu. To co przygotowali nam tubylcy nie miało nic wspólnego z prawdziwą kuchnią tajską. Było raczej ich wyobrażeniem tego co jadają biali ludzie (ciekawe co Tajowie powiedzieliby na moją wersję Tom Yum :). Niestety tego chyba tylko można oczekiwać w miejscach gdzie obsługuje się wyłącznie turystów. Popołudnie polegało na moczeniu się w jeziorze na oponach od traktorów.

Domki na drzewie

Następnego dnia o poranku zostaliśmy przetransportowani do tamy i dalej do domków „na drzewie”. Napisałem to w cudzysłowie gdyż domek stał na wielkim rusztowaniu a z drzewem miał tylko tyle wspólnego, że rosło sobie przez środek. W życiu jednak nie spotkałem się z tak luksusowym domkiem letniskowym. W środku dwa łoża king size, telewizor, sejf, łazienka, balkon z widokiem na dżunglę… pokój o powierzchni sporej kawalerki.  W całym ośrodku składającym się z kilkunastu domków i wielkiego kompleksu rozrywkowego byliśmy tylko my dwoje i bodaj siedem osób obsługi, która była chyba bardzo szczęśliwa, że może nas obsługiwać i nam dogadzać. W związku z tym na śniadanie następnego dnia dostaliśmy to, co jak wiadomo jedzą biali ludzie, czyli TOSTY!!!.

Wycieczki fakultatywne

Oprócz jaskiń na jeziorze, nocnego łażenia po wyspie oraz trekkingu pobyt w Tree Tops miał również w pakiecie atrakcje lądowe. Atrakcje były cztery: karmienie małp, wycieczka do wodospadu, wycieczka na punkt widokowy i spływ kajakiem po rzece. Ten kajak jeszcze jako tako ciekawym był, trochę jak spływ Nidą w okolicach Chrobrza… ale cała reszta śmiechu warta. Najfajniejsze z tego było samodzielne zwiedzanie okolicy i odnajdywanie ciekawych okazów okolicznej flory i fauny. To naprawdę niesamowite ile fajnych roślin, które znamy z doniczek można znaleźć w dżungli rosnących całkiem dziko jak chwasty.

Podsumowując wycieczkę do Khao Sok, moje wrażenia są takie – jezioro cudne, spotkanie i pobyt z tambylcami nieocenione, widoki powalające. Natomiast to co na lądzie, to niestety marna komercha.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.