Koh Phangan to jedna z trzech obok Samui i Tao, znanych i popularnych wysp w zachodniej części Zatoki Tajlandzkiej. Z wielkości średnia ale ma wszystko czego trzeba aby fajnie tam spędzić kilka dni.
Jak dojechać?
Dojechac na Phangan jest niezwykle łatwo. W Bangkoku wsiada sie w nocny pociąg i o poranku wysiada w Surat Thani.
Na miejscu, juz na stacji kolejowej można przebierać w ofertach dalszego przewozu na pirs Donsak, z którego odpływają promy na Samui i Phangan.
Z pociągu można też wysiąść wcześniej w Chumphon. Stamtąd również pływają promy. Są oczywiście również tacy co wolą latać samolotami. O ile lot na Samui ma jakiś sens, jeśli znajdzie się tani bilet to moim zdaniem latanie przez Surat Thani sensu nie ma żadnego. Na miejscu będzie się o tej samej porze, zapłaci się więcej i jeszcze trzeba będzie gdzieś przekimać w Bangkoku co jest dodatkowym kosztem.
Co tam robić?
My na Phangan pojechaliśmy w konkretnym celu – odbyć kurs Padi OWD. Po przeczytaniu Internetu znalazłem bowiem właśnie tam stację nurkową, która kursy prowadzi w rozsądnej cenie i na dodatek jest polecana jako bardzo dobra. Miejsce nazywa się Sail Rock Divers i miesci się w Chaloklum na północy wyspy. Kurs u nich trwał 4 dni. Pierwsze zajęcia odbywają sie w ich basenie a kolejne dwa to nurkowania w morzu, najpierw na plaży Mae Haad a następnie przy Sail Rock. Oba te nurkowiska oferują piękną rafę i mnóstwo stworzeń wodnych. Na Mae Haad niestety widoczność jest dość kiepska ale to przypadłość chyba wszystkich raf przy plażach w Zatoce Tajlandzkiej.
Zdecydowanie lepiej było przy Sail Rock gdzie widoczność w wodzie była prawie tak dobra jak w Morzu Czerwonym. Sail Rock to samotna skała wystająca z morza gdzieś pomiędzy Phangan i Tao. Przypływają tam statki z płetwonurkami z obu wysp ale tłoku wielkiego nie ma.
Dokąd na plażę?
Koh Phangan jest wyspą dość uniwersalną, jeśli można to tak nazwać. Oznacza to, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, jeśli tylko zechce dobrze poszukać. Ktoś kto lubi imprezy i tłumy powinien udać się na południe do Haad Rin. Tam właśnie znajdzie plażę, na której odbywają się imprezy Full Moon… chociaż na dobrą sprawę to impreza trwa tam nieustannie co wieczór. Zachodnio-południowe wybrzeże od samego Thong Sala po Haad Rin jest usiane niskobudżetowymi resortami oferującymi bungalowy na każdą kieszeń. Na tym własnie kawałku znajduje się najwięcej imprezowni, sklepów z badziewiem i typowych dla każdej plażowej miejscowości przybytków. Wschód to plaże z resortami bardziej luksusowymi.
Jeśli ktoś szuka ładnej i spokojnej plaży lub kawałka rafy to powinien udać się na północ od Thong Sala np. na Mae Haad lub Haad Yao. Mae Haad to miejsce najspokojniejsze chyba na całej wyspie z piaszczystą plażą i piękną rafą. Właściwie przy plaży jest tylko jeden resort wynajmujący bungalowy – View Cabana.
Jak się poruszać po Koh Phangan?
Oczywiście są tam taksówki, niestety piekielnie drogie (300BHT za przejazd z Tong Sala do Chalo Klum albo do Haad Rin), więc najlepiej wypożyczyć skuter. Bez skutera można się tam zanudzić na śmierć. Skuter wypożyczyć można prawie wszędzie za niewielkie pieniądze (120BHT/dzien), ale najlepiej zrobić to tuż po przyjeździe do Thong Sala. Dlaczego tak?..Otóż, jeśli ktoś nie wie jeszcze gdzie chce zamieszkać to dzięki skuterkowi ma możliwość objechania wyspy i znalezienia miejsca, które najbardziej mu będzie odpowiadać. Warto więc na początek wziąć sobie jeden nocleg w Thong Sala i poszukać czegoś fajnego na resztę pobytu. Jeżdżenie skuterkiem po wyspie jest całkiem łatwe gdyż ruch jest niewielki. Warto jednak wziąć mocną maszynę jeśli jeździ sie we dwoje. Nasz Sqoopy niestety nie dawał rady podjechać pod górkę przed Haad Rin i trzeba było stosować zasadę „baba z wozu, koniom lżej”. Ważna informacja w przypadku skutera – nie kupować paliwa w butelkach, które tubylcy sprzedają przy drogach. Kosztuje ponad dwa razy więcej niż na stacji beznynowej.
Co warto na wyspie zobaczyć oprócz plaż i raf?
Po pierwsze – ryneczek jedzeniowy Pan Tip w Thong Sala.
Miejsce absolutnie najważniejsze z punktu widzenia wyżywienia. Otwiera się wczesnym popołudniem i działa do wieczora oferując wszelkiego rodzaju dania, od grillowanych żeberek i ryb po przez zupki, sałatki po pyszne owocowe shake’i. Naprawdę nie warto jadać w hotelach!!
Po drugie – w czasie odpływu wybrać się na mangrowe wybrzeże na północy od Thong Sala.
Tamtejsza zatoka zamienia się wtedy ogromny płytki po kostki teren, na którym można nazbierać muszelek do jedzenia lub tylko popatrzeć jak robią to tubylcy. Zbieranie muszelek nie jest łatwe. Trzeba umieć wypatrzeć w piasku na dnie cieniutką szparkę, przez którą oddycha małża (lub małż… kto to wie??).
Po trzecie – środek wyspy.
Warto zapuścić się w głąb wyspy, zobaczyć plantacje kopry i odwiedzić park narodowy z wodospadem i fajnym punktem widokowym. Taka wycieczka w zasadzie niczym się nie musi się różnić od tych wszystkich trekkingów polecanych w Chiang Mai czy Khao Sok. Są możliwości wybrania się na trekking z noclegiem w dżungli na najwyższy szczyt wyspy. Są też dwa miejsca gdzie można pojeździć po dżungli na słoniu i wierzcie lub nie ale właśnie na Phangan taka wycieczka jest zdecydowanie ciekawsza niż w tych wszystkich skomercjalizowanych miejscach gdzie słonie muszą działać jak na taśmie produkcyjnej przerabiającej turystów. Tutejszy słoń szedł sobie prawie samopas (przewodnik szedł sobie przed nim a mnie oddał „lejce”) przez dżunglę, mógł podjeść to co znalazł po drodze. W poszukiwaniu dzikich gruszek wlazł w gniazdo mrówek, które nas oblazły i generalnie było wesoło. Oczywiście próbowałem go jakoś opanować i poprowadzić ścieżką ale w większości robił to co chciał wzbudzając wielką radość naszego przewodnika.
Po czwarte – Haad Rin.
Mimo, że to najbardziej skomercjalizowana plaża, to warto ją zobaczyć. Piękny, bielutki piasek i turkusowa woda. A jeszcze bardziej warto przejść się na drugą stronę wzgórka w stronę resortu CocoHut. Prowadzi tam bardzo piękna widokowo ścieżka pnąca się na skały.
I w zasadzie nic więcej na wyspie nie ma…. żadnej szczególnej świątyni, zabytku czy innego „cudu świata”. Ale mimo to warto tam pobyć parę dni i ruszyć się trochę poza własną plażę.