Koh Rong Sanloem jest mniejszą z dwóch wysp Koh Rong, leżących na zachodnim wybrzeżu Kambodży, niedaleko kurortu Sihanoukville. Duża Koh Rong uchodzi za wielką imprezownię w przeciwieństwie do Sanloem gdzie panuje sielsko-rajski spokój. Właśnie z tego powodu wybraliśmy tą mniejszą.
Jak dostać się na Koh Rong?
Na wyspę dostać się można tylko z Sihanoukville szybkim katamaranem, który raz dziennie robi objazd małej i dużej Koh Rong, rozwożąc turystów do wybranych przez nich resortów. Po około 1,5 godziny od wypłynięcia jest się na wyspie.
Decydując się tam na pobyt warto wiedzieć, że nie ma tam za wiele cywilizacji. Zapomnijcie o zasięgu GSM, Internecie a przez większość dnia nawet o prądzie elektrycznym. Dla nas to była zaleta ale dla uzależnionych może być problemem.
Co na wyspie?
Wysepka w całości jest porośnięta dżunglą, prze którą nie prowadzą (prawie) żadne drogi. Prawie wstawiłem tu dla jednego wyjątku dotyczącego połączenia dwóch tubylczych wiosek, jednej w głównym porcie na północy i drugiej w północnej części Zatoki Saracena po drugiej stronie wyspy.
Pierwsza wioska to właściwie „stolica” wyspy z centralnym pirsem i kilkuset mieszkańcami. Tu znajdują się oprócz domostw miejscowej ludności i portu aż trzy knajpy dla turystów, kilka guest house’ów i kilka ośrodków z bungalowami.
Druga wioseczka to kilka domów i szkoła oraz port będący podobno bazą wojskową. Gdy tam byliśmy w bazie stacjonowała jedna motorówka i dwa kutry rybackie.
Poza tymi wioskami znajdziecie tam jeszcze siedem resortów w Zatoce Saracena i dwa po drugiej stronie wyspy: Lazy Beach i Eco Sea.
Do resortów w Zatoce Saracena i na Lazy Beach można dostać się ze wsi tylko łodzią. Dlatego my wybraliśmy Eco Sea, żeby być jednak przy jakiejś cywilizacji i mieć gdzie połazić jako, że leżenie na plaży to coś co wytrzymujemy przez maksymalnie dwie godziny dziennie.
Co można robić na Koh Rong Sanloem?…
Poza leżeniem na plaży opcji jest niewiele. Najciekawszą moim zdaniem jest nurkowanie na okolicznych rafach. Widoczność w czasie gdy byliśmy pozostawiała co prawda trochę do życzenia ale rafa jest tam piękna z dużym bogactwem ryb.
Zaletą miejsca jest nurkowanie bez tłumów. W zasadzie większość moich nurkowań odbywała się tylko w parze z naszym dive masterem, który nudził się jak mops i gdy tylko mnie widział to mówił „Simon… c’mon, lets go diving”.
Oczywiście podstawowym zajęciem było chodzenie do wioski i obserwowanie lokalnego życia, które toczyło się tak leniwie jak to tylko możliwe na piaskowej głównej ulicy wioski.
Panie przez cały dzień chodzące w piżamkach, dzieciaki kombinujące czy by się tu zająć, tu i ówdzie jakieś prace budowlane mające na celu wytworzenie kolejnych miejsc noclegowych dla turystów… Na centralnym molo można było zjeść zaskakująco dobre jedzenie w zaskakująco wysokich cenach jak na Kambodżę (obiad około 20USD na dwie osoby). Knajpy są tam prowadzone przez Australijczyka, Turka i Nowozelandczyka.
Polecamy Fishing Hook gdzie dają naprawdę genialne jedzenie. We wsi znajdziecie też guest house prowadzony przez Nowozelandczyków, w którym można wypożyczyć kajaki i popłynąć przez zatoczkę na wysepkę Koh Koun. Poza tym można sobie u lokalesów wynająć łódź na wycieczkę do Zatoki Saracena. I to całe atrakcje Koh Rong Sanloem. Nuda??…
…bynajmniej, po prostu chillout jakiego trudno doznać gdziekolwiek indziej 🙂