Turcja – Antalya i okolice

Jako, że tegoroczne wakacje były krótkie, zdecydowaliśmy się dodatkowo, na tygodniowy pobyt w Turcji w ramach oferty Bon Prix, organizowany przez biuro podróży Premio Travel. Oferta była w miarę atrakcyjna. Za dwie osoby, przelot, 2 hotele 5*, za nieco ponad 2 tysiące złotych.
W Turcji dawno nie byłam, wspominam dobrze, no i w październiku tam jeszcze ciepło.

Wylot z biurem Premio Travel

Według informacji i biletów wylot miał być o 10:30. Stawiliśmy się na lotnisku 2 godziny wcześniej zgodnie z zasadami. Okazało się, że samolot dopiero wyleciał z Turcji i polecimy ok 12:30. Jakoś przetrwaliśmy na lotnisku przy kawie i studiowaniu zakupionych przewodników, natomiast uczestnikom, którzy dojeżdżali spoza Warszawy i zgodnie z dostępną komunikacją byli na lotnisku dużo wcześniej było raczej mało fajnie. No i oczywiście każde opóźnienie w wylocie skraca czas w miejscu przeznaczenia. Przelot bez problemów, na lotnisku w Antalyi uczestnicy zostali dość sprawnie rozdysponowani na autokary, które miały nas przewieść do hoteli.
Nasz pierwszy to Paraiso Verde, położony na południe od Antalyi, w okolicach miasta Serik. Hotel duży, osobiście wolę bardziej kameralne, ale trzeba przyznać, że ze wszystkimi udogodnieniami jakie są potrzebne turystom nastawionym na spędzenie większości czasu właśnie w hotelu. Dwa baseny, restauracje, bar, sklepiki, kręgle, animacje, itp. Do plaży 5 minut spokojnym spacerem, leniwców woził traktor.

Traktorek na plażę

Przy basenie i na plaży materace i parasole bezpłatne, ręczniki na kartę pobierało się przy basenie. Plaża mało ciekawa, chyba, że ktoś potrzebuje byle jakiego miejsca do opalania. Część przynależna do hotelu czysta, kawałek dalej śmieciowisko.

paraiso verde
Paraiso Verde stoi sobie w polu… dosłownie

Plaża generalnie piaszczysta w części do opalania, z tym, że tamtejszy piasek z naszym bałtyckim nie ma nic wspólnego, wygląda raczej jak ziemia zmieszana z piaskiem, reszta to kamienie. Pokoje duże i czyste, sprzątane codziennie, z lodówką, sejfem i działającą klimatyzacją. Największym plusem hotelu było jedzenie. Śniadania od 7:30, nie brakowało niczego poza suchą krakowską:)). A kolacje to sama poezja, ogromny wybór wszystkiego, przystawek, warzyw, dań głównych i oczywiście deserów.

Paraiso Verde
Desery jak okiem sięgnąć…

Teren hotelu zadbany, piękna roślinność. Natomiast położenie, jak to ktoś ładnie określił na forum, in the middle of nowhere. Dookoła nic ciekawego, jedyne co jest osiągalne na piechotkę, to niewielkie centrum bazarowe. Do Serik 6 km, czyli spacer tylko dla wytrwałych. Z powodu opóźnienia samolotu i biorąc pod uwagę czas transferu z lotniska, zakwaterowanie i zebranie organizacyjne, pierwszego dnia nie starczyło czasu na nic więcej poza obejrzeniem wyżej wymienionego centrum handlowego. Lekko odbiegając od tematu, dobrym pomysłem przy wyborze hotelu jest także zapoznanie się z ofertą i opiniami o hotelach w Antalyi online. Daje to na pewno w dużym stopniu punkt odniesienia do tego, co w rzeczywistości zastaje się na miejscu. Z ciekawostek: już w drodze z lotniska turyści są ostrzegani, żeby nic nie robić na własną rękę, nawet w celu odwiedzenia bankomatu lepiej korzystać z opieki rezydenta, nie płacić kartą w sklepach, nie robić zakupów w miejscach innych niż te do których zostaniemy przewiezieni i oczywiście skorzystać ze wspaniałej oferty wycieczek fakultatywnych. Na spotkaniu informacyjnym zostaliśmy zapoznani z rodzajami oferowanych wycieczek i promocjami, czyli pakiet wycieczek taniej. My jednak mieliśmy własny, chytry plan. Wynająć samochód wbrew ostrzeżeniom i lekceważąc wszelkie zalety fakultetów.

Lenistwo w Paraiso Verde

Drugiego dnia nie robiliśmy dosłownie nic poza siedzeniem w hotelu. Pół dnia plaża, a właściwie czytanie na plaży, bo akurat było zachmurzenie, drugie pół to basen i sauna.

Paraiso Verde
Wewnętrzny basenik w Paraiso Verde

Dzień stracony, a to tylko dlatego, że czekaliśmy na piątkową wycieczkę do Antalyi, która była w cenie imprezy. Po doświadczeniach następnego dnia doszliśmy do wniosku, że trzeba było zrezygnować ze wspaniałej darmowej wycieczki i brać auto pierwszego dnia po przylocie.
Zapomniałam dodać, że hotel oferuje atrakcje Spa & Wellness, czyli wszelkiego rodzaju masaże i inne zabiegi, łącznie z Hamam, czyli łaźnią turecką, oczywiście dodatkowo płatne. Nie korzystałam, więc jakości zabiegów nie mogę ocenić. Ceny natomiast raczej nie niskie – zwykły masaż 25 euro.

Gratisowy fakultet – wycieczka Antalya City Tour.

Wycieczka zajęła cały dzień, korzystali chyba wszyscy uczestnicy wyjazdu, bo przecież w cenie. Ciekawe ile % wycieczki było tak samo zdegustowanych jak my. Czas wycieczki proporcjonalnie podzielić można tak: 10% zwiedzanie, 90% sklepy (sztuk dwa) i jazda autobusem. Ze zwiedzania było Stare Miasto, pomnik Ataturka i Brama Hadriana.

Antalya marina
Marina w Antalyi

Godzina czasu łącznie, zgodnie ze wskazówkami przewodnika w Stare Miasto lepiej się nie zapuszczać, bo zabłądzimy i nie zdążymy na miejsce zbiórki. Nie posłuchaliśmy i wprawdzie bardzo szybkim tempem, ale zdołaliśmy obejrzeć urokliwe uliczki ze sklepami, małymi hotelikami, dotarliśmy do parku na szczycie klifów skąd są piękne punkty widokowe oraz do malowniczego portu ze śladami dawnych fortyfikacji.  Potem był sklep z biżuterią, oczywiście jedyny, gdzie można nabyć po dobrych cenach wyroby najwyższej jakości. Nie wiem ile osób zrobiło tam zakupy. Nam czas dłużył się straszliwie, a nawet niewinne oglądanie czegokolwiek dla zabicia czasu kończyło się uporczywym podążaniem za nami  sprzedawcy, który wszelkimi sposobami starał się namówić do zakupu. Wybór duży, tylko że podobnych magazynów biżuteryjnych więcej tam niż grzybów w dobrym sezonie. Od skromnych po całkiem kuriozalne. Mnie osobiście podobała się kolekcja Roberto Bravo. Ma swoją stronę, można pooglądać. Oczywiście, to co mi się podobało, było poza zasięgiem budżetu wakacyjnego, nawet jeśli przyjąć, że wytarguje się połowę ceny wyjściowej. Po wspaniałych przeżyciach w sklepie z biżuterią autokary udały się w kierunku restauracji, gdzie zaplanowany był (dodatkowo płatny 10 euro od osoby bez napojów) obiad. W planie były w dalszej części wodospady Duden.

wodospad
Wodospad na rzece Duden

Droga do restauracji wiodła przy wodospadach, więc w nagłym przypływie determinacji, żeby nie siedzieć przed restauracją, która może się okazać całkiem w polu, zażądaliśmy natychmiastowego wysadzenia z autokaru. Oprócz nas wysiadło jeszcze kilkanaście osób. Nie wiem jak inni spędzili te wykradzione  półtorej godziny, ale my zdążyliśmy dokładnie obfotografować wodospady, znaleźć miejsce, gdzie posiłek i napoje kosztowały nas łącznie 7 euro i przejść się po małym parku za parkingiem dla autobusów. Wodospady bardzo ładne, widziałam je zresztą po raz drugi. Reszta wycieczki, która dojechała po obiedzie, miała na wodospady 15 minut. Kolejny punkt programu, to sklep ze skórami. Przed zakupami odbył się krótki pokaz, a potem kurtki, kożuszki, futerka…Tym razem byliśmy mądrzejsi. Rozdzielenie się na chwilę spowodowało konsternację przydzielonego sprzedawcy. Jak udało się go zgubić, czas w sklepie poświęciłam na przymierzanie co fajniejszych towarów. Kilka nawet mi się podobało, a to co najbardziej według metki miało kosztować w przeliczeniu na złote polskie jedyne szesnaście tysięcy:)) Po opuszczeniu sklepu ze skórami skierowano nas do następnego z różnego rodzaju pamiątkami. Oczywiście ceny kosmiczne, nie daliśmy się namówić na żaden zakup. To samo można kupić w dowolnym markecie lub na bazarze za 1/3 ceny.

Nareszcie po swojemu – Perge, Aspendos, Manavgat, Side.

Wreszcie prawdziwa wycieczka. Historyczne opisy każdy sobie może poczytać gdziekolwiek, skupie się raczej na stronach technicznych. Samochód wynajęliśmy poza hotelem. Cena hotelowa to 50 euro za dzień, my płaciliśmy po 30 euro dziennie plus dodatkowe 30 za odbiór auta z drugiego hotelu. Po przestudiowaniu przewodnika i mapy postanowiliśmy zobaczyć Perge, Aspendos, wodospady Manavgat i Side.

perge
Główna ulica Perge z akweduktem

Perge to imponujące ruiny 15 km od Antalyi. Turcja ma tę szczególną zaletę, że wszelkie obiekty są całkowicie dostępne, można włazić wszędzie i dosłownie deptać po wszystkim. A zwiedzanie indywidualne pozwala poświęcić na dany obiekt taką ilość czasu jaka nam odpowiada. Porównując wrażenia innych z tych samych miejsc odwiedzonych fakultetem, wiemy, że właśnie ze względu na ograniczona ilość czasu nie widzieli wielu fajnych rzeczy dookoła głównego punktu wycieczkowego.

Perge
Perge

Poza tym, prosto licząc, wynajęcie samochodu na 4 dni kosztowało nas mniej niż pakiet trzech wycieczek dla jednej osoby. Oczywiście należy doliczyć koszty biletów wstępu i paliwo, za to należy pamiętać, że własny dojazd pozwala na drobne zmiany w programie na przeczekanie tłumów z autokarów, dowolnie długie przebywanie w obiekcie, zrobienie zakupów w normalnym markecie lub dowolnie wybranych miejscach. Tak więc Perge zostało obejrzane przez nas wzdłuż i wszerz, poza niedostępnym chwilowo dla turystów amfiteatrem.

Amfiteatr w Aspendos widziany od góry.

Aspendos to z kolei przede wszystkim wspaniały rzymski teatr dla ok 15 tysięcy widzów.

Aspendos amfiteatr
Amfiteatr w Aspendos

Fakultatywni wycieczkowicze nie mają okazji pospacerowania po okolicznych ruinach akropolu, agory, nimfeum, a zwłaszcza nie dane im jest zobaczyć wspaniale zachowanego akweduktu.

Akropol w Aspendos

W czasie wędrówki po okolicznych ruinach napotkanych turystów można policzyć na palcach jednej ręki. Niezapomniany jest widok amfiteatru ze wzgórza, na które trzeba się wdrapać nie bez wysiłku. A pod sam akwedukt podjechaliśmy sobie drogą prowadzącą przez pola granatów (owocowych, a nie wybuchowych:). Aha, dla chętnych, przed wejściem do teatru, oczywiście za opłatą można sobie zrobić zdjęcia z wielbłądami lub z żywą imitacją gladiatora.

Wodospad Manavgat

Wodospady na rzece Manavgat są bardzo fotogeniczne. Wycieczki przywożone są do dolnego wodospadu, my podjechaliśmy też do następnego, który wygląda na sztucznie utworzony, a potem jeszcze w górę, poprzez Green Lake (po drodze po prawej znowu wielki kawał akweduktu) do olbrzymiej zapory powyżej której, kiepskiej jakości drogą , za to z pięknymi widokami można dotrzeć do restauracji- przystani, gdzie można zjeść, albo popłynąć łodzią.

Zapora na rzece Manavgat

Zapora robi ogromne wrażenie, zdjęcia nie oddają wielkości.
Nie muszę dodawać, że jazda samochodem umożliwia zatrzymywanie się w dowolnym miejscu gdzie mamy ochotę np. zrobić zdjęcia, albo dłużej czemuś się przyjrzeć.

Side wieczorem

Ostatnim punktem wycieczki było Side. Dotarliśmy tam tuż przed zachodem słońca. Współczesne sklepy, hotele restauracje dosłownie wkleiły się  w starożytne greckie, rzymskie i bizantyjskie zabytki. W Side znajduje się wiele zabytkowych obiektów, nawet droga do miasta biegnie dosłownie poprzez ruiny teatru, agory, dawnych murów miejskich. Szczególnie pięknie prezentują się pozostałości Świątyni Apollina w czasie zachodu słońca.
Z hotelu wyjechaliśmy o 8 rano, wróciliśmy po 20-tej, zmęczeni, ale pełni wrażeń. Znacznie to ciekawsze niż korzystanie z atrakcji najbardziej wypasionego hotelu.

Przeprowadzka do Beldibi i wycieczka do Chimery

W niedziele miała nastąpić zmiana hotelu. Na szczęście z wynajętym samochodem nie byliśmy zdani na wszystkie procedury przemeldowania. Bez szczególnego pośpiechu, po śniadaniu zdaliśmy pokój i powoli przemieszczaliśmy się w kierunku Kemer. Drugi hotel, Grand Ring, znajdował się na zachód od Antalyi w miejscowości Beldibi.

beldibi
Po drodze z Beldibi do Antaly

Po drodze jeszcze raz zatrzymaliśmy się w Antalyi, żeby dokładniej zobaczyć Stare Miasto. Tym razem przeszliśmy od strony parku, jeszcze raz zaliczyliśmy punkty widokowe i uliczki miasta. Starczyło czasu nawet na pogawędkę z właścicielem kilku-pokoleniowego sklepu z dywanami. Dywany przepiękne, szczególnie te z jedwabiu.

Sklepik z dywanami na starówce w Antalyi

Do hotelu dojechaliśmy akurat w momencie kiedy skończyło się zamieszanie z zakwaterowaniem grupy. Ponieważ przydzielono nam pokój od strony głównej trasy Antalya- Kemer, ze względu na hałas poprosiliśmy o zmianę. Czas przygotowania pokoju spędziliśmy na basenie i był to nasz jedyny, dłuższy (poza posiłkami) pobyt na terenie hotelu. Po zakwaterowaniu w pokoju z widokiem na góry pojechaliśmy na małą wycieczkę . Tym razem pojechało z nami dwoje sympatycznych wycieczkowiczów. Najpierw do miejscowości Cirali, skąd wspina się na górę, gdzie ze szczelin skalnych wydobywają się płomienie.

Miejsce gdzie Chimera nadal zieje ogniem

Miejsce to nazywa się Chimera od nazwy mitycznej bestii, która własnie tu została zgładzona przez Belerofonta. Bestia za życia ziała ogniem i po śmierci nadal to robi. Zjawisko niesamowite. Tu autokary nie docierają, miejsce jest dostępne ewentualnie dla uczestników wycieczek Jeepami.

Plaża w Olympos

Odwiedziliśmy też sąsiednią miejscowość Olympos z przepiękną plażą oraz ruinami tak zatopionymi w roślinności, że łatwo można się pogubić. Z powodu tejże roślinności, miejsce to jest także rezerwatem przyrody. Po kolacji wybraliśmy się jeszcze na spacerek i zwiedzanie okolicznych sklepów pamiątkowych.

Jazda na północ – Myra, Kekova, Demre

Tym razem Mira (Myra) czyli najokazalsze zabytki licyjskiej architektury nagrobnej (grobowce skalne), kościół św. Mikołaja oraz rejs w czasie którego oglądaliśmy wyspę Kekova z ruinami zatopionego miasta, Simenę z murami osmańskiej twierdzy dostępną tylko drogą morską oraz jaskinię piratów.

Myra
Grobowce w Mirze

Dojeżdżając do parkingu przed grobowcami zatrzymał nas właściciel Cafe & Otopark niejaki Birdal Karagul oferując bezpłatny parking w cieniu pod drobnym warunkiem, że po zwiedzaniu wypijemy u niego kawę. Skorzystaliśmy z parkingu, ale na początek zainteresowała nas oferta rejsu łodzią. Zwłaszcza, że o tej porze w Mirze kotłowały się tłumy autokarowych turystów.

Port Andriake

Praktycznie bez targowania wynajęliśmy łódź, żeby najpierw zrealizować drugą część planu. Łódź była własnością Yusufa brata Birdala. W ofercie Boat Tour było wszystko co oferują biura, z tym, że łódź była tylko nasza.

Łódka Yusufa

Pojechaliśmy więc za Yusufem do portu, załadowaliśmy się na pokład i w drogę. Rejs trwał ponad trzy godziny, ale gdyby nie spieszyło się nam do grobowców mógłby trwać dłużej. Łódź nieduża, z miejscami do leżenia, kapitan dodatkowo był przewodnikiem. Pokazywał palcem na co trzeba zwrócić uwagę, co ciekawego na brzegu, gdzie pod wodą pozostałości domów, portu, gdzie na dnie amfory. Aha, łódź miała szklane dno z możliwością obserwacji tego co pod spodem. Tyle tylko, że szklane dno miało wymiar 30×30 cm:)) Czyli małe okienko na świat podwodny. Kapitan mówił, w którym momencie mamy zaglądać, aby coś ciekawego zobaczyć. Pewnie mają jakieś tajemnicze znaki na skałach. Rzeczywiście ciekawe pozostałości miasta; schody, resztki domów, łaźni i innych ciekawych pozostałości licyjskiej cywilizacji. Co ciekawe, podobno w sezonie bywa, że i około 50 łodzi stoi w kolejce, aby obejrzeć grobowiec, czy jaskinię.

Simena

My oglądaliśmy zupełnie bez tłoku. Starożytna Simena, dzisiaj Kale, czyli to miejsce gdzie nie da się dotrzeć samochodem, to wyjątkowo fotogeniczne miejsce. Niewielki port, restauracje, górujące na szczycie mury i rozrzucone wzdłuż wybrzeża grobowce. Nasz kapitan proponował zatrzymanie się w porcie na pływanie i ewentualny posiłek, ale tym razem nie skorzystaliśmy. W drodze powrotnej wpłynęliśmy jeszcze do jaskini piratów.

Grobowiec w zatopionym mieście

Kapitan twierdził, że latem, jak jest bardzo gorąco, to przypływa tu sobie, żeby przenocować w chłodzie. Całkiem sympatyczny rejsik, ta przyjemność kosztowała nas 80 USD. Uważam, że warto było, aczkolwiek myślę, że można było coś jeszcze wytargować. Po sezonie w porcie takich łódek stoi całkiem sporo i raczej nie mają wielu chętnych, bo fakultety pakowane są na większe jednostki, a indywidualnych turystów jak na lekarstwo.

Jaskinia piratów

Po zakończeniu rejsu udaliśmy się na zwiedzanie Miry. Na szczęście większość autokarów zdążyła już odjechać. Nekropolia, teatr, agora i dawny fort, wszystko można obejrzeć spokojnie w godzinę. Wycieczki autokarowe robią to znacznie szybciej. A Szymon jak zwykle właził tam gdzie nie wolno, czyli wspiął się po skałach, żeby zajrzeć do wnętrza grobowca. Czujnie obserwowałam akcję na z góry upatrzonej, wygodnej pozycji. Po trudach rejsowo- wspinaczkowych skorzystaliśmy z zaproszenia naszego przyjaciela i wypiliśmy kawę w jego lokalu. Okazało się, że oprócz brata z łodzią ma jeszcze kuzyna z kempingiem, na który też serdecznie zapraszał. Adres strony to: www.andriake.com Strona działa, cena kempingu bardzo przystępna, natomiast, co niektóre zdjęcia mało marketingowe. Jak będziemy autkiem w okolicy, to z pewnością sprawdzimy stan faktyczny. Wracając zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w Kemer na drobne zakupy. Kemer przez Turków zwane jest małą Moskwą… hmmm… coś w tym jest.

Antalya po swojemu i fajne plażowanie.

Ostatniego dnia wybraliśmy się do Antalyi. Po drodze zatrzymaliśmy się, żeby zrobić zdjęcie miasta od strony klifów i w czasie fotografowania okazało się, że w dole jest piękna pusta plaża. Jako, że pierwsze miały być zakupy zatrzymaliśmy się w outlecie, po wjeździe do miasta główną drogą po prawej stronie. Głównie rzeczy sportowe, Levi’s itp. Ceny bardzo fajne, duży wybór dżinsów, koszulek. Każde z nas znalazło coś fajnego dla siebie. Niestety obsługa nie mówi zbyt dobrze po angielsku, co świadczy o tym, że turyści tam raczej nie bywają, a już z pewnością nie są przywożeni autokarami w trakcie fakultetów. Przy kasie powstało drobne zamieszanie, w końcu okazało się, że jeśli dokupimy dodatkową małą rzecz, za rachunek powyżej 150 lirów dostaniemy jeszcze 30% rabat od cen, które już nam się zdawały atrakcyjne. Oczywiście skorzystaliśmy z oferty.  Dalej ruszyliśmy w poszukiwaniu bazaru.

Bazar w Antalyi

Udało się odnaleźć widziany wcześniej bazar przy głównej drodze wjazdowej od strony Alanyi w miejscu gdzie zaczynają się tory szybkiego tramwaju. Ponieważ byliśmy tam około 12, było prawie pusto. Jak wiadomo, pierwszym Klientom trzeba coś sprzedać, bo inaczej jest to dla sprzedawcy niefart na cały dzień. Chyba dlatego negocjacje nie były zbyt trudne. A na bazarze oczywiście ogromny wybór wszystkiego; ręczniki, pościel, bielizna, skarpetki, torebki, paski, portfele, buty, biżuteria, odzież, okulary, słodycze, przyprawy i oczywiście wszelkiego rodzaju pamiątki. Każdy sprzedawca zaprasza koniecznie do swojego sklepu, bo u niego dokonamy najlepszych zakupów, jeśli szukamy czegoś innego to z pewnością znajdziemy to w sklepie brata, kuzyna albo szwagra. Gdyby nie lekko już nadwyrężony budżet zakupowy oraz ograniczenie bagażowe nakupiłabym tam znacznie więcej rzeczy:). Bardzo podobała mi się jedwabna pościel ze wzorkami z kryształków Swarovskiego, narzuty na łóżko w orientalne wzory, z tego samego materiału są też poduszki, torby, plecaki, mają piękne szale, trzeba zwracać uwagę na gatunek. Kupiłam sobie dwie torebki, podróbki Louis Vuitton, z portfelami do kompletu. Nie są może tak ładne jak te w ekskluzywnych sklepach, ale za to bardzo przystępne cenowo. Przywieźliśmy też stojącą lampkę witrażową, żartowałam, że szkiełka klejone są na pastę do zębów albo na fugę do glazury. Ale w końcu lampka służy do świecenia, a nie do przyglądania się jej z lupą. Warto też kupić przyprawy i herbatki owocowe, jak ktoś lubi to też tureckie słodycze. Na bazarze oczywiście oferują całą masę podróbek firmowych koszulek Lacosta, Tommy Hilfiger, D&G i wszelkich innych możliwych marek.
Po bazarze był jeszcze jeden Shopping Center, ale po obejrzeniu kilku metek jasne było, że ten sklep trzeba jak najszybciej opuścić.
Po zakupach potrzebny był nam drobny odpoczynek. Postanowiliśmy pojechać na zauważoną po drodze plażę. Z drogi wyglądało, że po przeciwnej stronie, od małego miejsca parkingowego, jest jakieś zejście. Zejście okazało się całkiem sporą jaskinią za to kończyło się wielką czarną dziurą. Przeszliśmy więc na drugą stronę jezdni i zaczęliśmy schodzić po skałach klifu w dół. Po chwili okazało się, że przy naszej plaży parkuje statek z turystami z Rosji. Na szczęście zanim zeszliśmy z góry, zdążyli odpracować rozrywki w postaci przeciągania liny i poszukiwania skarbu piratów, jeszcze chwilę pokotłowali się z aparatami i sobie odpłynęli. Plaża została pusta. Wprawdzie kamienista, za to długa i urokliwa. Pobyliśmy tam sobie trochę, a potem trzeba było znowu wspinać się pod górę. W drodze powrotnej do hotelu zahaczyliśmy jeszcze raz o Kemer, gdzie wydałam ostatnią kasę w sklepie z biżuterią. Można było uznać zakupy za udane. Po kolacji oddaliśmy samochód. Pan z wypożyczalni był bardzo punktualnie. No i pakowanie, trochę trzeba było się pomęczyć, żeby zmieścić w walizkach to co przybyło, ale jakoś się udało. Spanie krótkie, bo tylko do trzeciej.

Kilka porad

1.Pakując się na wyjazd należy uwzględnić miejsce na ewentualne zakupy. Niestety na lotnisku przy powrocie potrafią bardzo dokładnie zważyć bagaż, łącznie z podręcznym i jeśli przekracza dopuszczone limity należy dopłacić po 5 euro za każde kolejne rozpoczęte 5 kg powyżej dozwolonego. Uważać też na zakupy gabarytowych, delikatnych przedmiotów. Jeśli planujemy je zabrać jako podręczny, może się to okazać niemożliwe ze względu na rozmiar właśnie, a z nadanym luzem delikatnym towarem mogą się stać różne nieprzewidziane rzeczy.

2.Nie kupować w sklepach gdzie dowożą nas autokary i na wejściu rozdają numerki. Ceny są wysokie, specjalnie dla turystów, nawet jeśli na metkach jest 50% przeceny to i tak jest drogo.

3.Omijać miejsca gdzie kupują turyści z Rosji. Ceny są bardzo wysokie, a sprzedawcy nie mają ochoty się targować.

4.Zastanowić się przed przystąpieniem do targowania jaką ewentualnie cenę jesteśmy w stanie zapłacić i zaczynać od zdecydowanie niższej, nawet jeśli mocno odbiega od zaproponowanej wcześniej przez sprzedawcę np. połowę nominalnej w euro ale w lirach (co wynosi 1/4 nominalnej). Łatwiej się negocjuje, jeśli w jednym sklepie kupujemy kilka rzeczy. Jeśli sprzedawcy nie pasuje nasza cena wychodzimy ze sklepu, często w tym momencie okazuje się, że jednak jest akceptowalna.

5.Miejmy świadomość, że kupujemy podróbki, nawet gdyby sprzedawca zarzekał się że torebka jest z prawdziwej skóry i inne zdanie go obraża.

6.Nie targować się jeśli nie mamy zamiaru dokonać zakupu. Jeśli zaproponujemy jakąś cenę za towar i sprzedawca ją zaakceptuje, to nieładnie wycofywać się z transakcji.

7.Dobre zakupy są czasochłonne. Pomijając czas poświęcony na znalezienie właściwego miejsca, wynegocjowanie dobrej ceny zajmuje sporo czasu.

8.Może warto też przed wyjazdem zastanowić się, co chcielibyśmy kupić i popatrzeć jakie są ceny u nas. Albo na miejscu sprawdzić w internecie. Dzięki temu nie kupiłam Pandory, u nas ceny porównywalne, a nawet niższe.

9. Warto się usamodzielnić od fakultetów i pojeździć na własną rękę. Nie jest to wcale bardziej niebezpieczne niż w Grecji czy Hiszpanii a można zobaczyć miejsca dokąd autobusy nie dojadą.

10. Warto skorzystać z ofert takich ludzi jak Birdal czy jego brat Yusuf. To goście, którzy „nie zasługują” na zainteresowanie wielkich biur podróży wożących ludzi autokarami ale potrafią oni zaoferować co najmniej to samo. Im, prowadzącym rodzinne biznesy, bardziej potrzebne są nasze pieniądze niż bambrom  mającym układy z ministerstwem turystyki. Gdybyście mieli odwiedzić Myrę to polecam zatrzymać się u Birdala, wypić u niego kawke lub browara, popłynąć na zwiedzanie Kekowej z jego bratem Yusufem. Możecie się umówić wcześniej – telefon do Birdala to +90 531 725 60 95; e-mail:birdalkaragul@hotmail.com.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.