Turcja wypadła nam trochę niespodziewanie. Okoliczności życiowe i mój zaległy urlop z 2010 spowodowały, że trzeba było się szybko decydować. Jak szybko, to pod ręką była ulotka z BON PRIX z ofertą tygodniowej objazdówki. Zeszłoroczna Turcja pozostawiła zdecydowany niedosyt, więc długo się nie zastanawialiśmy. Łącznie za dwie osoby za BB wyszło 2230 zł z opłatami lotniskowymi i ubezpieczeniem, dodatkowo jeszcze wizy na lotnisku. Wykupioną objazdówkę potraktowaliśmy zupełnie nietypowo, ale opiszę po kolei, na koniec każdego dnia podsumuję koszty, to raczej sobie ku przestrodze, bo miało być niezbyt rozrzutnie:) Wylot był z Katowic (z uwagi na rezerwację w ostatniej chwili z Warszawy nie było już miejsc), czyli pierwszy kawałek podróży w nocy, z zapasem czasowym, bo jak wiadomo po drodze może być różnie. Założony zapas przekoczowaliśmy na lotnisku.

Po odprawie jeszcze zakupy w bezcłowej, między innymi czapka z orzełkiem dla Birdala, co będzie miało znaczenie w dalszej części opowieści. Lot był trochę dziwny, bo ledwo wystartowaliśmy i już lądowanie w Poznaniu. Trochę osób wysiadło, trochę wsiadło, ale i tak znacznie przedłużyło to czas podróży. Na miejscu dość sprawnie, bagaże dojechały w całości, zostaliśmy przydzieleni do właściwych autokarów, które miały nas zawieźć do hotelu. Miłe zaskoczenie to pogoda. Wydawałoby się, że w marcu będzie jeszcze chłodnawo, a tu cieplutko i słonecznie

No więc ruszyliśmy w kierunku hotelu. Pierwsza zasadnicza sprawa to niby wyjazd jest do Antalyi, a hotel w Kemer. To jakby Turka wysłać na wakacje do Polski, z miejscem pobytu w Warszawie, a zakwaterować go w Otwocku albo w Pruszkowie. Po drodze do hotelu okazało się, że czeka nas „miła niespodzianka” – po trudach podróży odpoczniemy sobie na plaży. W czasie tego „odpoczynku” postanowiliśmy zacząć wprowadzać w życie nasz chytry plan, który zakiełkował właściwie jeszcze w Polsce. Jak widać z wcześniejszych relacji raczej lubimy zwiedzanie po swojemu i nie mieliśmy pewności jak nam będzie w grupie autokarowej, gdzie wszystko jest według ustaleń przewodnika i kierowcy. Obmyśliliśmy sobie, że przewidzianą trasę zrobimy prawie tak samo, ale wynajętym samochodem, w swoim tempie i z ominięciem miejsc widzianych poprzednio. Innymi słowy wymyśliliśmy sobie zwiedzanie indywidualne na trasie grupowej imprezy z użyciem tych samych hoteli i części wejściówek, które były w pakiecie wycieczki. I gdybyśmy w Polsce mieli pewność, że taka opcja wchodzi w grę to pewnie już w Polsce zarezerwowalibyśmy sobie samochód z dostawą na lotnisko. Pewności nie było, więc zaczęło się od negocjacji z naszą przewodniczką Panią Małgosią. Okazało się, że opcja jest możliwa, ale musimy podpisać oświadczenie, że w razie czego to ani Premio Travel ani tureckie Thistle Travel nie ponosi odpowiedzialności za naszą niesubordynację i wszystko nieprzewidziane, co nam się może indywidualnie przydarzyć.
Wtedy jeszcze Minister Turystyki nie przemyślał dobrze na co się zgadza…..My też nie przewidywaliśmy, że szybko się zemści. A że zemścił się lekko wrednie, nie poczuwamy się dzisiaj do zachowania wielu informacji dla siebie. I oczywiście zamierzam opisać wszystkie zaobserwowane (wiadomo, że z racji odłączenia się od wycieczki, nie we wszystkich atrakcjach dane nam było brać udział) ciekawostki techniczne pobytu. Generalnie niech każdy oceni we własnym zakresie, czy ciekawszy był nasz pomysł zwiedzania, czy lepiej trzymać się autokaru, przepłacać za wycieczki, wydawać pieniądze w „jedynych” i „najlepszych” sklepach do których jest się zawiezionym, oglądać te miejsca które dla nas przewidziano, mimo, że może mielibyśmy ochotę na coś innego.
Tym sposobem pierwszy dzień spełznął na transferze do hotelu… coś co mogło trwać godzinę zajęło ze cztery. Po zakwaterowaniu w hotelu Crystal Delux miało się odbyć spotkanie organizacyjne. Przed spotkaniem podpisaliśmy wspomniane wcześniej oświadczenie, przy czym nie było mowy o jakiś ograniczeniach dla nas wynikających z indywidualnego zwiedzania. Na spotkaniu uczestnicy wycieczki zamiast zostać poinformowani chociaż w zarysie o planie podróży i np. położeniu hoteli dostali propozycję zwiedzenia Domku Maryi jako dodatkowego, bardzo atrakcyjnego fakultetu przy okazji zwiedzania ruin w Efezie. Przewodnik Marco Polo mówi, że jest to cel pielgrzymek muzułmanów i chrześcijan.

Dom odbudowano na fundamentach z I wieku i podobno mieszkała tam matka Jezusa. Szczegóły opiszę w dniu wycieczki do Efez. W każdym razie oferta była taka: Efez zwiedzany jest do godziny 12, ci którzy nie wykupią wycieczki wracają do hotelu, pozostali w cenie jedynie 85 Euro! od osoby w pakiecie dostaną, uwaga! zwiedzanie domku Maryi, odwiedziny w wiosce Sirince gdzie znajduje się jedyny, niepowtarzalny, prawdziwy bazar na którym można zakupić najlepsze pamiątki, udział w wieczorze tureckim, wizytę w meczecie, a Minister Turystyki dokłada jeszcze 4 obiady warte po 10 Euro. Nie wiem ile osób zdecydowało zakupić ten niebywale atrakcyjny pakiet, potem okazało się, że można go było wykupić w wersji skróconej za 50% ceny, bo widocznie na pełen nie było wystarczającej ilości chętnych. Jak jest w rzeczywistości…. mówiąc krótko – Domek Maryi znajduje się ok. 5 km od Efezu, który i tak jest w planie wycieczki, więc podwiezienie tam turystów i zaproponowanie, że kto ma ochotę kupuje wejściówki i zwiedza, a reszta może poczekać w autokarze lub na parkingu, nie byłoby wcale skomplikowane organizacyjnie. Z drugiej strony byłoby miłym gestem wobec uczestników. Zwiedzanie Domku to nie więcej niż pół godziny.

W tym miejscu dodam jeszcze, że bazar w Sirince jest typowym bazarem dla turystów, zwiedzanie meczetu i tak jest za darmo, obiad za 10 Euro można zjeść w dwie osoby z napojami, no a wieczór turecki jest już rzecz indywidualna, o gustach się nie dyskutuje. Tak więc super ofertę pakietu dodatkowego za jedyne 85 Euro od osoby można nazwać dowolnie, ja nazywam to zwykłym naciąganiem przy wykorzystaniu uczuć religijnych, no bo jak tu pożałować tych pieniędzy i nie odwiedzić tak Świętego miejsca, no i jeszcze tyle dodatkowych atrakcji…
Opiszę po kolei, bo oczywiście wszystko sprawdziliśmy po swojemu. Opuszczając zebranie organizacyjne udaliśmy się „w miasto”w celu zjedzenia kolacji i wynajęcia samochodu. Z samochodem okazało się nie tak łatwo, w marcu sezon jeszcze niezbyt otwarty, część wypożyczalni jeszcze nieczynna, w tych czynnych nie chcieli rozmawiać poniżej 35 Euro za dobę. W końcu znaleźliśmy po 28 co dało 168 Euro za 6 dni. Przeliczyliśmy, że jest to cena opisanego wyżej oferowanego pakietu na dwie osoby, ale autko przez 6 dni przyda się o wiele bardziej. Umówiliśmy więc dostawę samochodu na rano pod hotel i udaliśmy się na kolację. Tu poszło zdecydowanie łatwiej, w bardzo fajnej restauracji zjedliśmy rybę, kebab osmański, jedno i drugie z dodatkami. Wszystko razem z piwem i napiwkiem Kosztowało 50 L czyli około 100 zł, a jedzenie było pyszne. W drodze powrotnej zrobiliśmy jeszcze małe zakupy w markecie, gdzie przykładowo woda 0,5l kosztuje 1,35 L, litrowa Pepsi 1,49 L, a piwo Efes 0,5 l – 3,15L. Można sobie porównać te ceny z proponowanymi przez kierowcę autokaru (piwo 0,3l – 2Euro). W hotelu w Kemer mieliśmy nocować dwa razy, a to z powodu zmiany harmonogramu wycieczki, tzn zwiedzanie Antalyi miało być na końcu, a okazało się, że od tego zacznie się program. Antalyę mieliśmy zwiedzoną dwa razy w czasie poprzedniego wyjazdu, nie mieliśmy też ochoty na ponowne wizyty w obowiązkowych sklepach, więc na kolejny dzień zaplanowaliśmy zwiedzanie Side i zakupy na bazarze w Antalyi.
Side, zakupy i zemsta ministra
Rano pierwsza niespodzianka. Zapytaliśmy, gdzie odbędzie się wielka gala, która była w pakiecie, bo może w drodze powrotnej wpadniemy zobaczyć. I okazało się, że skoro odłączyliśmy się od wycieczki to żadne wejściówki nam nie przysługują. Czyli zemsta za indywidualny tok zwiedzania. Na gali specjalnie nam nie zależało więc nie kontynuowaliśmy tematu. Powrót do rozmowy był następnego dnia. Z racji zmiany programu zakupy trzeba było zrobić dzisiaj, więc od tego zaczęliśmy. Ponieważ jak wiemy z doświadczenia zakupy lepiej robić wcześniej niż wieczorem zaczęliśmy od bazaru. Jak wygląda bazar każdy mniej więcej wie. Ja zawsze podziwiam tam dwie rzeczy, stragany z przyprawami oraz umiejętności up i crossselling bazarowych sprzedawców. Znaczy idziesz do sklepu np. wędkarskiego po haczyk a wychodzisz z pełnym sprzętem do łowienia rekinów i motorówką:)

Zakupiwszy przyprawy, koszulki, szaliki w dużych ilościach, paski, torebki i portfele zapakowaliśmy wszystko do bagażnika i ruszyliśmy do Side. W Side byliśmy już poprzednio, ale tylko wieczorem i krótko, więc postanowiliśmy spędzić tam trochę więcej czasu. Jest to 12 tysięczne miasto w doskonały sposób łączące starożytność z nowoczesnością. Mury miejskie, droga do agory, teatr, świątynia Apolla, stary port, sklepy, restauracje, pensjonaty, wszystko to razem tworzy centrum turystyczne, a wieczorami staje się miejscem rozrywki.

Side jest z pewnością miejscem wartym odwiedzenia, a tę porę polecamy turystom, którzy nie koniecznie przepadają za zwiedzaniem w tłumie. Zjedliśmy tam mały posiłek w knajpce z widokiem na morze (ryba, kebab i piwo za 23L). W sklepie obok kupiłam ręcznie malowane miseczki, których wybór w sklepach i na bazarach jest wielki. Cena – po 10TL za sztukę okazała się o połowę niższa niż gdzie indziej. Do Kemer wracaliśmy wieczorem. Po drodze, zaraz za zjazdem na lotnisko, napotkaliśmy wielkie centrum handlowe z kłębiącym się tłumem miejscowych, a że była to pora wyprzedaży postanowiliśmy pozwiedzać jeszcze tamtejsze sklepy. Oprócz znanych marek swiatowych projektantów jest tam sporo lokalnych. Dobre gatunkowo rzeczy w bardzo fajnych cenach. Dopakowaliśmy więc jeszcze kilka toreb z zakupami i zmęczeni wracaliśmy do hotelu.

W tym czasie nasza wycieczka zaliczyła Antalię – czyli starówkę w godzinę a potem sklepy i Wielką Galę, która generalnie powinna się odbyć na końcu wycieczki. Zdania na temat wieczoru były podzielone, jako ciekawostkę usłyszeliśmy, że turyści bez wykupionych obiadokolacji zostali posadzeni osobno i niczym nie poczęstowani. Zeszłoroczna gala była w hotelu, co dawało szansę na przygotowanie się chociażby od strony stroju. Tym razem, ponieważ była częścią dnia zwiedzającego trzeba było dostosować strój do warunków. Przypuszczam, że wiele pań nie wykorzystało zabranych kreacji. Dodać należy, że uczestnicy wycieczki pytający o wyprzedaże zostali poinformowani, że o tej porze wyprzedaży nie ma – nieprawda. Oczywiście chodziło o to, żeby robić zakupy w sklepach przewidzianych w programie, a nie tam gdzie jest tanio i ciekawie.
W wydatkach 2-go dnia należy uwzględnić ośmiopak piwa za 20TL i kilogram truskawek za 4TL. Truskawki były super, duże pachnące i smaczne.
Z Kemer do Fethiye
Po śniadaniu opuściliśmy Kemer i udaliśmy się do Myry. Po drodze mały przystanek w miejscowości Kumulca słynnej z uprawy pomidorów i ciekawego bydynku, który nazywamy Wieżą Babel z racji swojego wyglądu.

Myrę zwiedzaliśmy poprzednim razem, teraz pojechaliśmy właściwie tylko w celu odwiedzenia wcześniej wspomnianego Birdala, własciciela baru i parkingu u wejścia do grobowców, zapoznanego w czasie poprzedniego pobytu. Kolega tak się ucieszył z naszej wizyty i z prezentu w postaci czapki, że w ramach rewanżu obdarował nas wielką torba pomarańczy i drugą pomidorów. Jedno i drugie nadzwyczaj smaczne, było tego tyle, że jedliśmy do końca pobytu. Tak dobre i soczyste pomarańcze w Polsce nie występują. Nawet ciężko było obrać, bo skórka cienka i sok ciekł po palcach. Nasze marketowe nie przystają do tamtych w żaden sposób. Miło spędziliśmy godzinkę, przyjechał jeszcze brat Birdala Jusuf, z którym w zeszłym roku pływaliśmy łodzią. Na koniec zostałam jeszcze obdarowana torebką, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę.

W całkiem niedużej odległości od Myry, tuż przy głównej trasie zauważyliśmy grobowce wcale nie gorsze od tych w Myrze. Ponieważ właściciel pola własnie z niego wyjeżdżał, spytaliśmy grzecznie o pozwolenie wejścia, oczywiście zgodził się bez problemu. Tak więc bez biletów obejrzeliśmy sobie grobowce z każdej strony, obfotografowaliśmy co trzeba podziwiając przy okazji polną roślinność. Dalsza trasa była wyjątkowo malownicza. Droga wiodła wzdłuż wybrzeża i tam też postanowiliśmy zrobić sobie kolejny przystanek.

Miejsce nazywa się Kaputas, z jednej strony drogi jest przepiękna plaża, na którą schodzi się po schodkach (autokary zwalniają tam lekko na zakręcie), a z drugiej wąwóz, którym dochodzi się do pięknego wodospadu. Posiedzieliśmy trochę na plaży, zrobiliśmy zdjęcia, dokończyliśmy truskawki, a przy okazji poznaliśmy ciekawe międzynarodowe towarzystwo podróżujące po świecie. Był między nimi również Polak w trakcie podróży autostopem z Anglii do Indii.Całe towarzystwo poznało się dzięki serwisowi społecznościowemu couchserfing, umożliwiającemu znalezienie darmowego noclegu u kogoś w domu na całym świecie.

Po plażowaniu przeszliśmy do wąwozu. Ostatni odcinek trzeba przejść strumieniem, czyli bez butów w lodowato zimnej wodzie ale warto. Po przejściu kilkudziesięciu metrów po śliskich kamieniach dociera się do pięknego wodospadu, którego widok wart jest takiego poświęcenia. Plaża i wąwóz to wrażenia, których bylibyśmy pozbawieni jadąc autokarem.

Kolejnym punktem programu była Patara, przysypane piaskiem rzymskie miasto portowe. Wstęp kosztował po 5TL za osobę, a zwiedzających turystów można było policzyć na palcach. Autokary tam raczej nie dojeżdżają, ewentualnie busiki z małymi grupkami turystów. Po drodze ratowaliśmy żółwia, który jakimś cudem wlazł na wysoki krawężnik i nie potrafił z niego zejść. Żółw w podziękowaniu za pomoc najpierw na nas nasyczał, a potem oddalił się w zarośla. Najciekawsze w Patarze zabytki to brama miejska z 100 r i dość dobrze zachowany teatr.

Większość antycznego miasta pochłonęła plaża i szuwary. Plaża w Patarze to chyba największa i najpiękniejsza piaszczysta plaża na wybrzeżu licyjskim. Ma 19 km długości, a miejscami szeroka jest na ok 600 m. Miejsce to warte jest spędzenia tam całego dnia. O tej porze roku należy zabrać własny prowiant, bo wszelkie zaplecze gastronomiczne jest jeszcze nieczynne, a wręcz zasypane piaskiem.

Patara to nie tylko plaża i ruiny ale także rozległy teren szuwarowo bagienny, po którym można pływać kajakami i obserwować florę i faunę. Kajaki wypożycza się na miejscu.
Z Patary udaliśmy się już do Fethiye w poszukiwaniu hotelu. Hotel nazywał się Orient Aries, w mojej ocenie nie zasługuje nawet na dwie gwiazdki. Byle jakie pokoje, brak ciepłej wody, widoki z balkonu dramatyczne (druty wysokiego napięcia, brudny basen, okoliczny bałagan). Jedyna zaleta, to taka, że hotel był jeszcze w jako takiej bliskości miejsc „jedzeniowych”. Tym razem na kolację były kalmary, zupa z mózgu owcy (ja nie jadłam!) i oczywiście kebab. Nadmienię tylko, że każdy kebab zamówiony w trakcie wycieczki był zupełnie inny. Dla mnie jest to danie obowiązkowe w Turcji przynajmniej raz dziennie i wcale mi się nie znudziło. Jedzenie z piwem kosztowało 44 TL, w drodze do hotelu kupiliśmy jeszcze lokalne wino i wodę za 16TL. Wino okazało się całkiem dobre jak na tureckie.
Z Fethiye do Kusadasi i dalsza część zemsty ministra
Po śniadaniu wyjazd z niefajnego hotelu. Próbowaliśmy wrócić do tematu wejściówek do kolejnych miejsc przewidzianych w programie, które były w cenie wycieczki, ale okazało się, że decyzja zapadła nawet powyżej Ahmeda, czyli tureckiego opiekuna z biura Thistle Travel, a jak nam się nie podoba to możemy pisać reklamację. Ciekawe kiedy byłaby odpowiedź? Za 2 tygodnie? Nie chcieliśmy psuć sobie humorów, nie było sensu dalszych dyskusji. Ciekawe, że przy pisaniu oświadczenia pierwszego dnia nie było o tym mowy. Wycieczki były w ofercie i już i należały się nam nawet gdybyśmy nie korzystali a bilety chcieli potraktować jako zakładkę do książki…. ale niestety minister turystyki to mściwy gość 😉

Wycieczka tego dnia pojechała pływać po rzece w Dalyan a my z powodu zemsty ministra postanowiliśmy obejrzeć sobie Fethiye i okolice. Fethiye samo w sobie robi bardzo dobre wrażenie i z pewnością warte jest odwiedzenia na dłużej, najpierw jednak było Oludeniz ze swoją przepiękną laguną (wejściówki 2x 4TL). W sezonie tłok tam niesamowity, wszystkie zdjęcia w folderach z tego miejsca (a jest to miejsce drukowane chyba w każdym folderze o Turcji), to człowiek przy człowieku, my byliśmy sami. Najpierw wdrapaliśmy się na pobliską górkę, żeby zrobić zdjęcia całości, a potem były przyjemności na plaży, spacerek, rower wodny (30L) głaskanie oswojonych gęsi.

W szczycie sezonu z pewnością nie jest tak fajnie. Pod koniec marca było przepięknie i pobyliśmy tam chyba do połowy dnia. Z Oludeniz pojechaliśmy kawałek w górę w kierunku doliny motyli. Niepewni, czy motyle będą o tej porze roku, poprzestaliśmy na fascynujących widokach z góry.

Zawróciliśmy w kierunku kolejnego okolicznego punktu do zwiedzania, czyli opuszczonego miasta Kayakoy. Ruiny na górskim stoku robią niesamowite wrażenie. Miasto liczyło niegdyś 3,5 tysiąca mieszkańców (Greków). Opuścili oni swoje domy w 1923 roku po zwycięstwie Turków w wojnie o niepodległość. Według zdjęć z przewodnika wydawało się, że ruiny są niewielkie, zrobimy kilka zdjęć i pojedziemy dalej. Tymczasem okazało się, że spacer po wzgórzu zajął nam około trzech godzin. Miejsce jest wyjątkowo fotogeniczne.

Wróciliśmy do centrum Fethiye (parking 3TL) żeby coś zjeść zanim udamy się w dalszą drogę. Przez przypadek trafiliśmy na coś co wyglądało z zewnątrz jak bazar spożywczy, a w rzeczywistości okazało się targiem rybnym otoczonym przez restauracje,gdzie można mieć zakupione ryby przyrządzone na miejscu. Ryby wszelkiego gatunku, różnej wielkości, a co najważniejsze bardzo tanie. Przyrządzenie ryby za 5TL obejmuje również półmisek sałatki i koszyk pieczywa czosnkowego.

Pełni wrażeń i najedzeni, stwierdziliśmy, że późno i trzeba kierować się w stronę kolejnego hotelu czyli Richmond Ephesus w Kusadasi . Z Fethiye to dość daleko, dojechaliśmy późnym wieczorem. Tym razem hotel ok, natomiast położony w szczerym polu. Jeśli ktoś ma w planie jedzenie lub zakupy czegokolwiek poza hotelem to niech zapomni. Nawet stacji benzynowej nie ma w zasięgu, dookoła tylko trzciny i żaby, które głośno dają znać o swojej obecności. Jedyne sposoby wydostania się to własny samochód, taxi lub dolmusze, które akurat pod hotelem mają przystanek i jeżdżą do Selcuk.

Jadąc do Kusadasi stwierdziliśmy, że szybciej będzie autostradą. Trzeba było kupić kartę przedpłaconą za 20TL, wykorzystaliśmy na naszym odcinku dokładnie 2,25TL, potem jeszcze jadąc do Pamukkale zużyliśmy jakieś 7TL, reszta została na karcie do nastepnej wycieczki do Turcji.
Efez, Selcuk, Sirince i Dom Matki Boskiej

Po śniadaniu pojechaliśmy pod słynne ruiny. Wejściówki są po 20L. Jakoś z zewnątrz nie sprawiły na nas lepszego wrażenia niż oglądane w innych miejscach, więc pojechaliśmy do Domu Maryi. Bilety dla 2 osób i parking kosztowały 25L. Zwiedzanie nie dłużej niż pół godziny. Dom, źródełko, ściana z modlitwami zawieszanymi na specjalnych kratach. Oczywiście tez nieodłączne stragany z pamiątkami.
Ephesu juz nam się nie chciało, pojechaliśmy do Sirince, gdzie miał być ten niepowtarzalny bazar z wyjątkowymi pamiątkami. Po drodze trafiliśmy na targ warzywno- owocowy. Zamknięta ulica, stragany z wszelkiego gatunku produktami rolnymi, były też ryby i sery. Zrobiliśmy trochę zdjęć, kupiliśmy siatkę pistacji (20TL) i pojechalismy do wioski. Bazar typowy dla turystów przywożonych autokarami. Ceny wysokie, jedyne co kupiliśmy to lokalne wino. Za 2 butelki zapłaciliśmy 25L. Jedno z nich to jeżynowe, słodkie, dla mnie bardziej sok niż wino. Drugie, lokalny merlot klasy podłej Sofii. W wiosce można wejść do pozostałości kościoła Św. Jana Baptysty. Zwiedzających nie było, wszyscy robili zakupy albo degustowali wina.

Z wioski pojechaliśmy do Selcuk gdzie najpierw zwiedziliśmy ruiny bazyliki Św. Jana, bilety po 5TL. Następnie obejrzeliśmy meczet (kolejna atrakcja pakietu za 85 Euro). Wejście za darmo, a meczet średniej urody. Potem zrobiliśmy sobie spacerek przez miasto. Odwiedziliśmy galerię dywanów, gdzie oprócz przepięknych wyrobów, właściciel posiada koty rasy Van. Koty są prześliczne, całe białe, jedno oko mają niebieskie, a drugie zielone, uwielbiają pływać, rasa pochodzi znad jeziora Van i dziś stanowią dobro narodowe Turcji. Myślimy jak przywieźć takiego kotka do Polski. Zjedliśmy też małe conieco, czyli tradycyjnie kebab, tym razem w barze ulicznym, za dwie porcje zapłaciliśmy 4,5TL.

Z Selcuk pojechaliśmy do Kusadasi, generalnie pochodzić po mieście. Odkryliśmy super hotel Caravan Serai przy samej marinie, bardzo klimatyczny. Jeśli jeszcze kiedyś będziemy w Kusadasi z pewnością w nim się zatrzymamy przynajmniej na jedną noc zwłaszcza, że nie kosztuje dużo – dwu-osobowy pokój to 42Euro.
W Kusadasi zrobiłam jeszcze dodatkowe zakupy (torebki). Zjedliśmy też kolację, małe smażone rybki z sałatką i piwem za 20TL. Oczywiście przy spacerach po mieście trudno sobie odmówić lokalnych słodyczy. Sklepików z baklawą pełno, można zjeść na miejscu lub kupić na wynos, porcja na dwie osoby to ok 2-3TL.
Parking w Kusadasi kosztował 7,5TL ale byliśmy tam dość długo i był strzeżony. W drodze do hotelu trafiliśmy jeszcze na outlet przy autostradzie i do nieplanowanych zakupów kurtkę skórzaną należy dodać (220L).
Hierapolis i Pamukkale

Tu spędziliśmy prawie cały dzień. Zakupione we własnym zakresie wejściówki, 20TL za osobę wykorzystaliśmy w pełni. Pamukkale czyli „bawełniana twierdza” jest bardzo ciekawym zjawiskiem przyrodniczym. Wapienne tarasy uformowane są przez wody termalne o właściwościach leczniczych. Dlatego Rzymianie w II w.n.e. założyli tu miasto Hierapolis. W zasadzie każdy wie jak wyglądają wapienne tarasy Pamukkale warto jednak wspomnieć o czymś co nie każdy wie, Pamukkale i Hierapolis to jeden teren do zwiedzania.

A jest co zwiedzać, dobrze zachowany teatr, jedna z największych w Turcji nekropolii z różnymi formami grobowców, muzeum (płatne 3TL) i baseny Kleopatry, w których za opłatą 25TL można skorzystać z odmładzającej kąpieli. Jeśli chodzi o same wapienne tarasy to są one trochę jak piramidy w Egipcie czyli lekko przereklamowane. Większość tych prawdziwych jest sucha a teren, na który wpuszczani są turyści to sztuczne twory z betonu.. no ale zobaczyć to trzeba.

Na jedzenie pojechaliśmy do pobliskiego miasta Denizli, kebab z piciem kosztował 18TL za dwie osoby a samo Denizli robiło wrażenie jak po wojnie – ulice jakieś rozkopane i zrujnowane a po środku miasta wielki zryty plac robiący za parking… trochę dziwnie.
Wieczór zakończyliśmy w hotelu Richmond Spa i wreszcie zdążyliśmy skorzystać z hotelowych atrakcji typu baseny termalne i jacuzzi.
Powrót do Antalyi
Wyjazd po śniadaniu. Po drodze zaplanowaliśmy zwiedzanie Termessos. Jest to antyczna górska twierdza usytuowana ponad 1000 m n.p.m. Jedyne licyjskie miasto, którego nie udało się zdobyć Aleksandrowi Wielkiemu. Widoki przepiękne. Góry Taurus, fragmenty murów miejskich, resztki świątyń, teatr na górskim zboczu, grobowce. W sezonie letnim taka wycieczka byłaby bardzo męcząca. Trasa dość trudna, dobrze pamiętać o właściwym obuwiu. I znowu jest to miejsce gdzie nie docierają autokary. Dolmusz z Antalii dojeżdża tylko do wjazdu na teren parku narodowego. Potem jest około 9 km stromo wznoszącej się drogi do parkingu skąd zaczyna się właściwe zwiedzanie. Wyjątkowo warto zatrzymać się w tym miejscu. Bilety po 5TL.

Z Termessos pojechaliśmy w kierunku hotelu w Kemer (ten sam co na początku). Po drodze w Antalii jedzenie 15TL i baklawy (6szt.) za 3TL. Wieczorem już z hotelu zrobiliśmy sobie mały spacer po Kemer, po oddaniu samochodu. Posiedzieliśmy na plaży i oczywiście nie obyło się bez ostatnich zakupów, czyli kolejna torebka:) Miałam kłopot, żeby pomieścić zakupy w walizkach, na szczęście spokojnie zmieściłam się w limicie kilogramów.
Powrót
Pobudka wczesnym rankiem, o trzeciej, samolot startował o 7 rano. Dla zainteresowanych jeszcze zakupy w bezcłowej. Warto kosmetyki i alkohole, suveniry na lotnisku wyjątkowo drogie. Lot bez problemów, tyle, że znowu przez Poznań. No i jeszcze z Katowic do domu.
Mimo drobnych nieprzyjemności było warto. Turcja jest bardzo ciekawym krajem i wiele jest miejsc do zwiedzania. Pora roku bardzo sprzyjająca, ciepło, ale nie za gorąco. Do tego wiosenna świeżość roślinek, cudowne łąki kwiatów. Super jedzenie.
Kto uczestniczył w wycieczkach objazdowych może porównać ilość odwiedzonych miejsc i rozważyć czy warto podróżować indywidualnie. Zwiedzanie indywidualne ma wiele zalet; sami planujemy trasę, wybranym miejscom poświęcamy tyle czasu ile chcemy, nikt nas nie pogania, można się zatrzymywać w dowolnej ilości ciekawych miejsc na trasie, chociażby po to, żeby zrobić dobre zdjęcia, a nie przez szybę autokaru, jemy gdzie chcemy i kiedy chcemy, a zakupy robimy w miejscach przez nas wybranych. W Turcji jest bezpiecznie.
Różne ceny dla przypomnienia
Jeszcze raz ceny biletów za osobę do zwiedzanych obiektów:
Dom Maryi-12,5TL z parkingiem
Ephes- 20TL
Patara- 5TL
Termessos – 5TL
Twierdza Św.Jana – 5TL
Hierapolis i Pamukkale- 20TL
Przykładowe ceny wycieczek z lokalnego biura w Kemer
Demre-Myra- Kekova- Św.Mikołaj- 23 Euro
Wioska Turecka- 19 Euro
Pamukkale- Hierapolis – 1 dzień- 50 Euro, są też 2 dniowe, cena do negocjacji
Chimera- 25 Euro z lunchem
Jeep safari 19 Euro
Quad Safari 25 Euro
Kapadocja- 89 Euro
Ceny posiłków na mieście od 5 do 50L za dwie osoby
Woda 0,5l- do 0,45 do 1,35TL
Pepsi 1l- 1,5TL
lemoniada 1l – 1,65TL
Piwo Efes 0,5l- 3,15TL a ośmiopak 20TL
Baklawa na wagę wychodzi ok. 3TL za 6 kawałków
Wydatki samochodowe:
Parkingi w centrach miast to ok. 1,5TL za godzinę.
Diesel 1l – od 3,38 do 3,62TL
Benzyna 1l E95 – ok. 4TL