Wiosną trafiła do mnie oferta z katalogu wysyłkowego Bon Prix, że jako stały klient mogę pojechać do Turcji do Antalyi za ok. 1300zł i jeszcze wziąć za darmo osobę towarzyszącą. Dodatkowo zapłacić trzeba za opłaty lotniskowe 400zł od osoby. Szybko podliczając wyszło nam, że taka wycieczka na tydzień w opcji BB dla dwóch osób to będzie jakieś 2100zł… TANIOCHA!!… JEDZIEMY!!!
Jako się rzekło wycieczka została zarezerwowana. Warunki wyglądały obiecująco – pięciogwiazdkowe hotele, połowa pobytu w Belek połowa w Kemer, gratisowa wycieczka fakultatywna do Antalyi i na dodatek jednego wieczoru Wielka Gala Bon Prix… rzeczywistość jak zwykle okazała się .. hhhmmmm… skomplikowana :))
Na początek trochę o organizacji…. czyli biuro Premio Travel.
Na Premio Travel złego słowa nie powiem w kwestii obsługowej. Wszystko odbyło się sprawnie i bezproblemowo. Rezydenci odebrali nas na lotnisku, transfer był sprawny, informacje wszelkie udzielone. Nasza rezydentka Pani Kasia, osoba przemiła, zawsze jak trzeba była pod telefonem i nie było żadnego problemu ze skontaktowaniem się. Generalnie wszystko odbywało się jak w zegarku. Nie wiem jak by było w sytuacji kryzysowej ale taka na szczęście się nie trafiła.
Gorzej natomiast z rzetelnością informacji o tak zwanych atrakcjach… no ale to przecież marketing. Ale po kolei…
Gratisowa wycieczka do Antalyi
odbyła się drugiego dnia pobytu. Licząc na tą wycieczkę specjalnie jeden dzień kisiliśmy się w hotelu gdyż uznaliśmy, że w ten sposób zaoszczędzimy na wynajmie samochodu, a Antalię tak czy inaczej przecież chcieliśmy zobaczyć.

Niestety dzień wycieczki był dniem totalnie straconym. Najpierw zostaliśmy zawiezieni do centrum miasta i wysadzeni pod pomnikiem Ataturka. Nasz przewodnik oświadczył, że mamy 1 godzinę czasu wolnego, a jeśli ktoś chce to nas zaprowadzi pod łuk Hadriana. Łuk okazał się być ok. 5 minut drogi. Dalej przewodnik Marcin sugerował,aby nie iść, bo możemy się zgubić na starówce i nie zdążyć na autobus, który nie będzie mógł czekać na nas w centrum, bo tam nie wolno stać dłużej niż minutę. Oczywiście przez starówkę przelecieliśmy w szybkim tempie, a autobus okazał się stać na podziemnym parkingu, z którego nikt go nie przeganiał (może za kolejną rozpoczętą godzinę należało dodatkowo zapłacić).

Kolejnym etapem wycieczki była wizyta w fabryce jubilerskiej mieszczącej się przy wjeździe do miasta. Straciliśmy więc kilkanaście minut na wyjazd z miasta. Fabryka, oczywiście „najlepsza i największa na świecie, oferująca wyroby najwyższej jakości” miała swoje dwie hale wystawiennicze gdzie na każdych dwóch turystów przypadał jeden „opiekun”. Najpierw jednak czekaliśmy przez kilkanaście minut w lobby gdzie odbyła się krótka i nawet ciekawa prelekcja przedstawicielki fabryki o rodzajach złota i kamieni szlachetnych oraz o tym dlaczego ta właśnie fabryka jest najlepsza na świecie. Potem zostaliśmy wpuszczeni do hal. Wyroby były owszem bardzo piękne i …. baaaardzo drogie. Po obejrzeniu wszystkiego co nam się podobało, w szczególności wisiorków w kształcie żółwi (Małgosia chciała sobie żółwia nabyć), kosztujących 1500 euro wymiękliśmy i wyszliśmy na parking gdzie na szczęście stała sobie budka z kawą i piwem. Tam odczekaliśmy prawie godzinę na resztę wycieczki.

Po wycieczce do jubilera miał być obiad (þłatny dodatkowo 10 euro za osobę + koszt napojów) i oglądanie wodospadu na rzece Duden. Wodospad znajduje się w dzielnicy Lara nad brzegiem morza. Dojechać tam można łatwo głównymi drogami. My jednak jechaliśmy jakimiś niesamowitymi opłotkami przez przedmieścia.. rzekomo na skróty.

Potem kierowca nie potrafił znaleźć knajpy obiadowej i krążył po Larze w te i wewte trzy razy przejeżdżając koło wodospadu. Ponieważ nie byliśmy zainteresowani obiadem za 10 euro, więc za trzecim przejazdem koło wodospadu poprosiłem, aby autobus się zatrzymał i nas wypuścił. Oznajmiłem przewodnikowi Marcinowi, że nie zamierzamy jechać do knajpy i będziemy czekać na resztę wycieczki pod wodospadem. Tak też udało się zrobić. My i kilka jeszcze innych osób zostaliśmy koło wodospadu. Niedaleko udał się znaleźć knajpkę z kebabami gdzie niezły posiłek udało nam się zjeść za 7 euro z piciem dla dwóch osób. Potem pstrykaliśmy zdjęcia wodospadu ze wszystkich stron, aż przyjechała reszta wycieczki. Pozostali mieli ok. 15 minut na pobyt przy wodospadzie, a potem autokar ruszył dalej.
A ruszył do kolejnej najlepszej na świecie fabryki, tym razem produkującej wyroby ze skóry. Fabryka oczywiście stała na przedmieściach, gdzie znowu jechało się kilkadziesiąt minut. Na początek odbył się krótki pokaz najnowszej kolekcji, a potem zostaliśmy wpuszczeni do hali sklepowej. Wyroby owszem były piękne, do tanich nie należały. To co nam się podobało na metce miało cenę ok. 4500 euro (cztery i pół tysiąca). Nawet przy założeniu, że da się stargować 50% to wciąż jakoś nie mieściło się w budżecie :). Jak powiedział nas opiekun, którego tutaj też mieliśmy, „no budget no deal”, więc udaliśmy się na parking, gdzie podobnie jak przy fabryce jubilerskiej była knajpa z piwem….. i tym sposobem dotrwaliśmy do końca wspaniałej, gratisowej wycieczki fakultatywnej do Antalyi. W Antalyi programowo wycieczka była przez 1 godzinę i 15 minut.
Hotel Paraiso Verde in he middle of nowhere
Hotel ów znajdować miał się w Belek. Belek to całkiem spora miejscowość turystyczna. Niestety Paraiso Verde znajduje się kilkanaście kilometrów od Belek i 6km od najbliższej większej miejscowości czyli Serik.Hotel znajduje się więc w centrum niczego. Dokoła są jedynie pola bawełny i szklarnie…

oouuupss!! przepraszam!!.. jest 200m od hotelu centrum handlowe. Centrum to zostało wybudowane tylko i wyłącznie do obsługi klientów hotelu Paraiso Verde oraz jeszcze jednego stojącego nieopodal. Dlatego asortyment i ceny tego centrum są dostosowane do tych w sklepikach hotelowych i mało negocjowalne.

Sam hotel, mimo, że wielki moloch na 1600 mieszkańców, jest całkiem ładny. To co w nim było najlepsze to niewątpliwie restauracja. Jedzenie było przepyszne i nieprawdopodobnie urozmaicone w ogromnym wyborze. Oprócz jedzenia hotel posiada całkiem fajne baseny ze zjeżdżalniami i plażę. Plaża jest brudno-piaszczysta. Na terenie hotelowym wysprzątana, ale wystarczy odejść kawałek, a zmienia się w wysypisko śmieci. Dla osób, które chcą leniuchować na terenie hotelu Paraiso Verde będzie miejscem wymarzonym. Podobno bardzo fajne były tam animacje wieczorowe i dyskoteka.
Hotel Grand Ring w Beldibi
Beldibi to miejscowość turystyczna znajdująca się pomiędzy Antalyią, a Kemer. Składa się głównie z hoteli różnej wielkości i klasy. Grand Ring znajduje się prawie na końcu Beldibi patrząc od strony Antalyi, pomiędzy drogą ekspresową, a główną ulicą.

Z tego powodu należy sobie wynegocjować pokój, który nie wychodzi na drogę, najlepiej taki od środka, a jeszcze lepiej w starym budynku przy plaży.

Sam hotel wygląda bardzo pięknie i luksusowo, ma dwa ładne baseny, jeden ze zjeżdżalniami. Niestety kuchnia w najmniejszym stopniu nie dotrzymuje standardu do jakiego przyzwyczaiło nas Paraiso Verde.

Plaża przy Grand Ring praktycznie nie istnieje, jest to wąski na jakieś 4 metry pasek kamienistego nabrzeża pod murem ale za to jest tu spory pomost z platformą z leżakami, z której można schodzić bezpośrednio do wody żeby popływać. Dzieci niestety nie mają szans ulepić tu babki z piasku.
Podsumowując…
dla nas właściwie oba hotele były całkiem w porządku, bo i tak tylko w nich spaliśmy i jedliśmy. Sam fakt, że pobyt był podzielony na dwa różne miejsca był bardzo korzystny z punktu widzenia zwiedzania, gorzej w kwestii wynajmu samochodu bo za odbiór z Beldibi musieliśmy dopłacić dodatkowe 30 euro. Hotel Grand Ring jest bardzo dobrym miejscem wypadowym, gdyż mieści się tuż przy głównej drodze. Paraiso Verde jest z kolei miejscem dobrym dla leniuchów, oczekujących tyko dobrego żarcia, basenów i animacji. W żadnym przypadku nie polecam gratisowej wycieczki do Antalyi, to totalna strata czasu!!!

Jeśli chcecie coś zwiedzić to najlepiej wypożyczyć samochód i samodzielnie pojeździć po bliższej lub dalszej okolicy. Wbrew powszechnym opiniom jazda po tureckich drogach jest bardzo łatwa i przyjemna gdy pamięta się o dwóch zasadach:
1. przepisy to głównie wskazówki, a nie reguły
2. reguła: większy ma pierwszeństwo
poza tym Turcy jeżdżą bardzo spokojnie, kierując się na drodze zasadami zdrowego rozsądku, a przede wszystkim nie szaleją tak, jak u nas kierowcy na siódemce, czy gierkówce. W Turcji jeździ się spokojnie, prawie nikt nie przekracza 100km/h, wszyscy grzecznie zjeżdżają na prawy pas, gdy widzą inny samochód zbliżający się w lusterku.
Gdy wypożyczacie samochód to prawdopodobnie dostaniecie umowę na standardowym kwicie. Na odwrocie tego kwitu są warunki, w których znajduje się między innymi punkt D mówiący mniej więcej tyle, że jeśli samochód zostanie skradziony, to musicie zapłacić za każdy dzień jego szukania, jeśli znajdzie się w ciągu 45 dni lub całą wartość auta, gdy znajdzie się po czasie dłuższym niż 45 dni lub wcale. Na wszelki wypadek każcie ten punkt wykreślić :)). W dwóch wypożyczalniach gdzie pytałem o auto bez problemu zgadzali się to zrobić.
Aha… i jeszcze coś, o czym byłbym zapomniał – WIELKA GALA BON PRIX :)) W folderze przedstawiana jako jedna z głównych atrakcji wyjazdu była w istocie zwykła potańcówką z darmowymi drinkami serwowanymi przez około godzinę. Sympatycznie, trochę jak w sanatorium na wieczorku zapoznawczym, ale żeby to Wielką Galą nazywać… heh :D…. Szkoda, że nie robią tego pierwszego wieczoru, bo byłby to właściwy wieczorek zapoznawczy.